|
|
Autor |
Wiadomość |
Euri
Nieświadomy swojego pochodzenia
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z miasta Łodzi Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 18:52, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Roxy
Wszechpotężna Rada Parzystokopytnych
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 1030
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: NY ^^ Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 18:56, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Euri
Nieświadomy swojego pochodzenia
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z miasta Łodzi Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:02, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Roxy
Wszechpotężna Rada Parzystokopytnych
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 1030
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: NY ^^ Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:08, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Euri
Nieświadomy swojego pochodzenia
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z miasta Łodzi Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:12, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Roxy
Wszechpotężna Rada Parzystokopytnych
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 1030
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: NY ^^ Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:15, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Euri
Nieświadomy swojego pochodzenia
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z miasta Łodzi Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:19, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Roxy
Wszechpotężna Rada Parzystokopytnych
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 1030
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: NY ^^ Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:23, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia.
-Ares sam ją tu przywiózł????- Annabeth otworzył szeroko oczy.
-Tak- Calamita pokiwała znudzona głową- Ech...głupia gówniara- mruknęła pod nosem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
annabeth
Zastępca Szeryfa
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 1838
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:26, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia.
-Ares sam ją tu przywiózł????- Annabeth otworzył szeroko oczy.
-Tak- Calamita pokiwała znudzona głową- Ech...głupia gówniara- mruknęła pod nosem
- Co,skąd ty to wiesz ??
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez annabeth dnia Sob 19:29, 03 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Euri
Nieświadomy swojego pochodzenia
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z miasta Łodzi Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:27, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia.
-Ares sam ją tu przywiózł????- Annabeth otworzył szeroko oczy.
-Tak- Calamita pokiwała znudzona głową- Ech...głupia gówniara- mruknęła pod nosem
- A skąd ty to wiesz?- spytała Annabeth.
- Ma się swoje sposoby - mówiąc to mrugnęła do mnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Roxy
Wszechpotężna Rada Parzystokopytnych
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 1030
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: NY ^^ Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:29, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia.
-Ares sam ją tu przywiózł????- Annabeth otworzył szeroko oczy.
-Tak- Calamita pokiwała znudzona głową- Ech...głupia gówniara- mruknęła pod nosem
- A skąd ty to wiesz?- spytała Annabeth.
- Ma się swoje sposoby - mówiąc to mrugnęła do mnie- Pwiedzmy, ze jeden z bliźniaków ma do mnie słabośc- zasmiała się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Euri
Nieświadomy swojego pochodzenia
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z miasta Łodzi Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:34, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia.
-Ares sam ją tu przywiózł????- Annabeth otworzył szeroko oczy.
-Tak- Calamita pokiwała znudzona głową- Ech...głupia gówniara- mruknęła pod nosem
- A skąd ty to wiesz?- spytała Annabeth.
- Ma się swoje sposoby - mówiąc to mrugnęła do mnie- Pwiedzmy, ze jeden z bliźniaków ma do mnie słabośc- zasmiała się
- Aha - mruknęła Ann - Czyli jesteś pod wpływem intryg braci Hood?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Roxy
Wszechpotężna Rada Parzystokopytnych
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 1030
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: NY ^^ Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:36, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia.
-Ares sam ją tu przywiózł????- Annabeth otworzył szeroko oczy.
-Tak- Calamita pokiwała znudzona głową- Ech...głupia gówniara- mruknęła pod nosem
- A skąd ty to wiesz?- spytała Annabeth.
- Ma się swoje sposoby - mówiąc to mrugnęła do mnie- Powiedzmy, ze jeden z bliźniaków ma do mnie słabość- zaśmiała się
- Aha - mruknęła Ann - Czyli jesteś pod wpływem intryg braci Hood?
Calamita usmiechnęła się tylko tajemniczo pod nosem.
-A tak btw. to obiad jest...miałam was zawołać- dodała i tyle ja było widać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Euri
Nieświadomy swojego pochodzenia
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z miasta Łodzi Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:46, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia.
-Ares sam ją tu przywiózł????- Annabeth otworzył szeroko oczy.
-Tak- Calamita pokiwała znudzona głową- Ech...głupia gówniara- mruknęła pod nosem
- A skąd ty to wiesz?- spytała Annabeth.
- Ma się swoje sposoby - mówiąc to mrugnęła do mnie- Powiedzmy, ze jeden z bliźniaków ma do mnie słabość- zaśmiała się
- Aha - mruknęła Ann - Czyli jesteś pod wpływem intryg braci Hood?
Calamita usmiechnęła się tylko tajemniczo pod nosem.
-A tak btw. to obiad jest...miałam was zawołać- dodała i tyle ja było widać.
- Obiad? Ale że już? - mruknęła Ann
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
annabeth
Zastępca Szeryfa
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 1838
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Heroska
|
Wysłany: Sob 19:48, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Był ciepły letni wieczór w Obozie Herosów. Siedziałem w moim ulubionym miejscu- na plaży. Dzień o dziwo był straaasznie nudny, nie było kompletnie nic do roboty. Dlatego też siedziałem na tej plaży jak ostatni buc i gapiłem się w królestwo "ukochanego tatusia Posejdonusia".
O tak wiele bym dał gdyby coś się wydarzyło, cokolwiek, choćby najmniejszy wstrząs świadczący o tym, że wujaszek Hedes dobrze się bawi...ale nie...cisza i nuda. Dumając nad nudnym losem herosa usłyszałem dźwięk piszczałki Grovera. "Idzie" - pomyślałem i Grover właśnie usiadł obok mnie na piaszczystej plaży.
- Widziałeś nową heroskę? Kolejna córka Aresa, ale o dziwo ładna - zagaił mój ulubiony satyr. Uniosłem znacząco brwi do góry i spojrzałem na Grovera. "Po co mi to mówisz, Grover?" - pomyślałem.
-Nie widziałem...ale znając życie z nią tez będę miał na pieńku, jak ze wszystkimi Aresowymi pomiotami- powiedziałem wpatrując się w morze.
- Może nie będzie źle... Pytała się o Ciebie - Grover podniósł znacząco brwi i jednocześnie dał mi kuksańca. Jak on daje kuksańca, to mnie w oczach ciemnieje, więc od razu zapomniałem o nowej.
- Wiesz Percy - kontynuował Grover. - Pytała też o Annabeth - po tych słowach wyprostowałem się i ukrywając moją ciekawość spojrzałem na kozłonoga.
-O Annabeth??? A niby po jakie licho??- zapytałem siląc się na obojętny ton.
- Tak Percy idź, biegnij ją uratować ze szponów córki Aresa - zakpił sobie ze mnie Grover. - Pytała o ciebie i o nią. A teraz musisz pomyśleć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-o stary za dużo tortilli ,walnął go w ramie, że niby ja i Annabeth???-zaśmiałem się
- Akurat tortille sobie ostatnio odpuściłem. Tak ty i twoja jasnowłosa ślicznotka- odparł Grover.
-Ogarnij rogaczu- zaśmiałem się i wstałem- Bo cię do wody wrzuce- zagroziłem. Po czym szybko wstałem i poszedłem w kierunku domków.
W pewnym momencie zorientowałem się że zamiast do mojej trójki idę do domku Annabeth, ba byłem już pod jej dzwiami.
Stałem tak przed drzwiami nie wiedząc co zrobić. Miałem już zawrócić,ale ktoś mnie zawołał.
-Hej Jackson!!!
-"Super tylko tej tu brakowało" -pomyślałem odwracając się do Clarisse
- słyszałam że masz nową przyjaciółeczkę - zawołałem - może wreszcie się odczepisz
-A co jesteś zazdrosny, bo ty nie masz???- spojrzała na mnie z góry...oj jak ja tego nie lubię XD
teraz to ja spojrzałem na nią z wyższością
-ślepa jesteś czy co?? - odpowiedziałem, niech sobie nie myśli!- Jak jesteś ślepa to niech ci tatuś okulary kupi...a nie nie kupi ci bo cię nie lubi- uśmiechnąłem się wrednie.
-a co chcesz się przekonać- odpowiedziała-coś mi się zdaje że ciebie nie lubi bardziej jackson !
-To, że on mnie nie lubi to ja baaardzo dobrze wiem...a ty nie wiesz czy mu się już pięta zagoiła?
już miała odpowiedzieć gdy nagle tuż obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem że to kolejna fanka z domu afrodyty ale ...
-Clarisse Jake cię szuka...ponoć ci z Hermesa znowu coś ukradli- powiedziała z uśmiechem.
Aresówka odeszła mrucząc coś pod nosem, że jak dorwie to zabije.
-Wybacz za moją siostrę trochę jest narwana- zwróciła się do mnie.
-nie ma za co, gdybym się przejmował każdym jej... ale kim ty właściwie jesteś ?? nie widziałem cię tu wcześniej.
-no tak nie przedstawiłam się. Jestem Sharon Mills...córka Aresa, jestem tu nowa- uśmiechnęła się...jak na Aresówkę coś za często się uśmiecha.
już miałem jej coś odpowiedzieć gdy z tłumu wypadła annabeth
- z dziećmi Aresa się nie zadajemy- warknęła - Percy czyś ty zwariował! zapomniałeś że on chciał cię zabić i to nie jeden raz! -spojrzała na aresówke z wyraźną wrogością, czyżby była zazdrosna? nie, nie Annabeth!
Spojrzałem na córkę Ateny lekko zdziwiony...posłałem Sharon przepraszające spojrzenie i poszedłem za przyjaciółką.
-A tobie co??-zapytałem Ann gdy odeszliśmy już kawałek.
- Co, co mi? Jak możesz zadawać takie pytanie durny Glonomóżdżku? Jak w ogóle możesz z nimi normalnie rozmawiać, a w szczególności z tym pomyleńcem Sharon? Nie wiem jak Ares mógł zrobić takie dziecko. To nielogiczne, ona powinna być córką Afrodyty! Poza tym słyszałam, że mieszkała w obleśnym segmencie. Jak można mieszkać w segmencie?
żeby nie denerwować Annabeth odpowiedziałem
-masz racje powinna być córką afrodyty, niezła jest - chyba nie za bardzo udało mi się to niedenerwowanie bo krzyknęła rozwścieczona
- odbiło ci Glonomóżdżku!! przecież ta dziewczyna jest zupełnie bez charakteru!
- Uhm, no wiesz Annabeth nie chciałem cię urazić - powiedziałem niepewnie.
- Urazić, urazić. Wszyscy jesteście tacy sami - Annabeth odpowiedziała. Nie miałem pewności czy był to sarkazm, czy może po prostu prawda.
Sekundę później patrzyłem jak Ann odchodzi zdenerwowana w stronę domku Ateny. Westchnąłem.
-Kto zrozumie kobiety- obok mnie pojawiły się bliźniaki Hood.
-Na Zeusa...mieliście mnie tak nie straszyć- warknąłem.
-sorry, ale jak chcesz w ramach przeprosin możemy zwinąć coś z domku afrodyty
-ani mi się ważcie- byłem już nieźle wkurzony
Jednak perspektywa spędzenia reszty dnia z córkami Afrodyty była baaardzo kusząca.
-to co wpadniemy po ciebie o ósmej? - powiedzieli niezrażeni moimi wcześniejszymi słowami.
- Uprzecie grovera-odpowiedziałem i jak najszybciej oddaliłem się w strone lasu.
Czemu się zgodziłem???? Jeden Apollo wie...chociaż choler go wie...może nawet on tego nie wie...
Nagle usłyszałem czyjś płacz, już miałem odejść gdy...
-czego ty znowu szukasz percy? -to była Annabeth. Przeleciało mi przez myśl że chyba pierwszy raz nie nazwała mnie Glonomóżdżkiem
Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że to jej płacz przed chwila słyszałem.
-Eee Annabeth wszystko w porządku?- spytałem niepewnie
-jak ty się w ogóle możesz o to pytać!! -krzyknęła
znów zaczęła płakać więc usiadłem obok i przytuliłem ją niezręcznie
- Ann - zacząłem cicho nad jej uchem, nie wiem dlaczego, ale chciałem dodać "Ann kochanie"... - Powiesz mi?
- Znam ją, znam ją - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - Znam tą całą Sharon.
- Jak to? - spytałem.
-Ja wiem, ja wiem co ona robiła-powiedziała cicho. -Percy nie...-dodała prawie szeptem.
-Ale przecież ona może mieć najwyżej z 10 lat...co mogła takiego zrobić?- zdziwiłem się trochę.
- Dziesięć !- krzyknęła -powoli zaczynała wracać do siebie- piętnaście! ,ona tylko tak wygląda ,nie wiesz co zwykle robi z takimi jak ty, a ja... ja tego nie chce!
wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi, ale wolałem nie poruszać tego tematu, widać że jest...w sumie nigdy nie widziałem Ann tak zdenerwowanej... Ann ? co się ze mną dzieje. Objąłem ją mocniej, cała drżała.
- Ona gra - odezwała się Ann - I to bardzo dobrze gra, tak samo jak jej tatuś do siedmiu boleści.
-gra?-spytałem.
-no,te jej sztuczki, te słodziutkie uśmiechy, przecierz to aresówka!
Przetworzyłem wszystkie zachowania Sharon i musiałem przyznać Ann rację - aresówka gra. Annabeth wtuliła się we mnie i odparła.
- Mam już w 100% dość aresówek. Co robisz wieczorem? - zapytała z zaskoczenia.
-ninic-odparłem zapominając całkowicie o braciach Hood i imprezce u afrodyty, coś mi sie zdawało że to była właściwa odpowiedź
- Poczekasz chwilę? Bracia Hood chcieli abym do nich wpadł na moment.
-Oki - odpowiedziała Ann, a ja pobiegłem do domku braci.
- Ej, Percy to co idziesz na bibke do córeczek Afrodyty.
- no właśnie nie. Uhm, mam inne plany.
- No tak jesteś zajęty. Idź do swojej jasnowłosej ślicznotki- odparł jeden z braci, a ja z rumieńcem na policzkach pobiegłem z powrotem do Ann.
-gdzie byłeś ?-spytała ponownie wtulając się we mnie.
-musiałem coś wyjaśnić w domku hermesa- powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
już miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy trzask rozdeptywanych gałęzi. Pojawiła się obleśnie śliczna Sharon Mills, gdy nas zobaczyła podniosła jedną brew do góry i powiedziała.
- Uhm, Jackson myślałam, że masz lepszy gust.
- to ty myślałaś? -odpowiedziałem szczerze zdziwiony z uśmieszkiem na ustach.
-odwal się Mills -rzuciła Annabeth- nie widzisz że na Percy'ego te twoje sztuczki nie działają! - chwyciła mnie mocno za rękę.
- Hm, mówi się trudno. Jak na niego nie to na jego przyjaciela - powiedziała aresówka - Pójdę już, bo bracia Hood robią imprezkę w domku Afrodyty - Sharon odwróciła się, a ja zobaczyłem stojącego, śmiejącego się Grovera z kwiatkami. "Przejdzie mu" pomyślałem, a poza tym nie chciało mi się teraz ratować świata,a tym bardziej mojego najlepszego kumpla.Teraz była dla mnie ważniejsza Annabeth...nawet jakby ojciec pomocy potrzebował, to bym się nie ruszył.
-zimno-powiedziała - no tak nie zauważyłem ,było już po 11.
zdjąłem bluzę i okryłem nią annabeth po czym przygarnąłem mocniej do siebie.
- Wygląda jak zgnieciona purchawka z tym pudrem na gębie - skwitowała Ann.
-Skąd znasz Sharon?- nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- ze szkoły- widać było że nie chce poruszać tego tematu. Zamiast gadania zrobiła coś innego - obróciła się twarzą do mnie i objęła rękoma za szyję.
- dzięki - wykrztusiła
-za co ?-spytałem patrząc sie w nią jak zaczarowany nie wiedziałem że jest aż tak.... ładna. Twarz Ann znalazła się na wysokości mojej, wyszeptała prawie dotykając moich warg.
- za wszystko Glonomóżdżku
-wolałbym percy -odparłem całując ją. Trzeba było przyznać, że tego dnia nie można nazwać zwykłym. W szczególności kiedy całujesz Annabeth.Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie,nie myślałem że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale doszło. Objąłem Ann mocniej i (niestety) przestałem całować.
- słyszałaś? – zapytałem, choć naprawdę wolałbym tego nie mówić, wolałbym po prostu z nią być.
- zależy co, bo jeżeli bicie twojego serca to słyszałam Glonomóżdżku.
Powiedziała to bez zwykłej złośliwości, raczej z czułością.
-ja nie żartuje -odpowiedziałem- choć przejdziemy się.
Wstałem z Ann w ramionach. Miała taki uroczo nieznany wyraz twarzy.
Ruszyliśmy w stone obozu, czułem ze coś jest nie tak,choć moje myśli do granic możliwości wypełniała Annabeth. Po prostu nie myślenie o niej nie wchodziło w gre. Usłyszałem krzyki dochodzące z domku Afrodyty i wtedy zobaczyłem coś obrzydliwego - Sharon i Grover, razem.
Chyba nieźle zachłysnąłem się powietrzem, bo zaczął kaszleć.
-Czy on zwariował- mruknąłem pod nosem.
- No cóż robi dokładnnie to co ty,czyli obściskuje się z jakąś dziewczyną- powiedziała ze śmiechem.
-Czy ty nic nie zauważasz?-spytałem.
-Tylko ciebie glonomóżdżku-odparła.
-On obściskuje sie z Sharon- Annabeth natychmiast spoważniała. - I chyba coś więcej niż obściskuje - Ann miała minę pt.: "zaraz rzygnę"
-nie grover,czy on stracił już nawet te swoje zalążki wyjątkowo małego rozumku-wkurzyła się.
-Najwyraźniej- mruknąłem
- Wiesz nie chce mi się na to patrzeć - powiedziała Ann
-mi też nie- przytaknąłem i zrobiliśmy w tył zwrot do domku Ateny.
Gdy Ann stała na schodkach, zrobiłem coś o czym niezbyt myślałem. Podszedłem do Annabeth, objąłem ją od tyłu.
- Dobranoc - wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do swojego domku. Przypomniały mi się słowa Ateny: " Nie pochwalam twojej przyjaźni z moją córką" To sie teraz mamusia zdziwi.
Będąc już w "trójce" wrzuciłem złotą monetę do iryfonu, aby zobaczyć co porabia Tyson. Po kilku chwilach zobaczyłem brata razem z Tęczusiem na podwodnej łące.
-Percy!!-zawoła uradowany cyklop uśmiechając się szeroko.
-Cześć Tyson!-co tam w podwodnym królestwie??
-Jest spokojnie, jak na razie. Nie ma nic do roboty.
-no to kiedy przyjedziesz do obozu-spytałem.
-mam nadzieje że niedługo-odpowiedział.
oczy same mi się kleiły więc pożegnałem się z tysonem i padłem na łóżko.
***
Następnego dnia w obozie było zamieszanie. Nie za bardzo wiedziałem co sie dzieje, dopóki nie zauważyłem burzy czarnych włosów.
-co się stało? i kim jest ta nowa? - spytałem Annabeth która nagle pojawiła się obok mnie.
-nieładnie tak bez przywitania- zaśmiała się.
-Znasz ją?- zdziwiłem się.
-Większość ją zna-pokiwała głowa Ann- to Calamita, bogini wody, co jakiś czas przyjeżdża na obóz i z nami trenuje. A tak na marginesie to córka Posejdona ^^
-Aha, fajnie się dowiedzieć, że mam rodzeństwo. Super, może do niej podejdę i powiem "Hej jestem Percy, jestem twoim bratem, a ty moją siostrą. Poznajmy się" - odparłem sarkastycznie
- No może nie koniecznie - powiedziała Ann z uśmiechem na ustach, który przerodził się w uroczo nieznany wyraz twarzy.
-A czemu by nie?-zaśmiałem się.
-Bo ja o tym doskonale wiem- przed nami stała bogini.
Czarne włosy spoczywały jej na ramionach, a zielone oczy (takie jak moje...ciekawe dlaczego nie?) wpatrywały się we mnie intensywnie. Na twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Uhm, hej jestem Percy - wykrztusiłem - Miło cię poznać. Tak w ogóle po co przyjechałaś do obozu?
-Hm...potrenować...zabawic się-usmiechnęła się.
Jednak coś w jej tonie mi nie pasowało. Nie mówiła mi prawdy...w każdym razie nie całej.
-Idziecie na trening? - zapytała Calamita
Ann poszła, a ja zostałem w trójce pod przymusem czytania Odysei po starogrecku.
Jak się później dowiedziałem od Annabeth na treningu działo się bardzo dużo. Moja siostra okazała się być całkiem niezła w walce jak na boginie. Jednak Ann nie przyszła sobie do mnie ot tak sobie, weszła do trójki z niezłym impetem i z krzykiem "Mam jej dość"
Na samym początku myślałem, że chodziło o Calamite, ale okazało się, że to Sharon. Córka Ateny zaczęła mi opowiadać co się wydarzyło gdy poszła trenować.
- Ta siksa Sharon jest, nie mam słów! Ona uznała, że jest lepsza ode mnie w taktyce! Pomyślałam "Phi, to się barbie przekona". A ona dostała jakiegoś powera i mnie pokonała. Okey, niech gra sobie dobrze, ale mogłaby się ze mnie nie wysmiewać i nie nazywać "Kulą u nogi mamusi"!! Ale powiem ci, że Calamita mi trochę pomogła. Wyzwała ja na pojedynek. I ta mała...ekhem...przegrała z kretesem. Już chciała coś powiedzieć, ale coś ją powstrzymało...nie wiem co. Mam dość tej Sharon jest taka nie aresowa w pełni. Czym ona do cholery jasnej jest- krzyknęła Ann, a z oczu popłynęły jej łzy. Często ostatnio płacze.
Objąłem ja ramieniem.
-Nie przejmuj się nią...jak chcesz możemy sie pobawić w Sherloka Holmesa i dowiemy się kim ona jest-uśmiechnąłem się do niej.
-Chcecie się bawić beze mnie w detektywów?- do domku weszła bogini z torbą, którą po chwili rzuciła na łózko które kiedyś zajmował Tyson. - Mała - Calamita podeszła do Annabeth i poczochrała jej włosy - Nie mów, że przejęłaś się tym patologicznym błędem natury- Sharon.
-Troszeczkę- mruknęła Annabeth i lekko się zarumieniła.
-Ech...-Cala rzuciła się na łózko- Nie ma się czym przejmować. Ona taka zawsze była...taka trochę dziwna i w ogóle...i taka jakby niedorobiona- zaśmiała się ze swojego żartu.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skwitowałem - Ale, moment znasz ją? Zawsze taka była? Miałaś do czynienia z tą lanserką?
Calamita usmiechnęła się pod nosem...jakoś tak to niebezpiecznie wyglądało.
-Powiem tak...Clarisse może czuć się zagrożona, bo to Sharon jest oczkiem w głowie tatusia. Spotkałam ją już kilka razy na Olimpie.
- Na Olimpie? - odezwała się Ann ze zdziwieniem.
- No co? Twój kochanek też jest tam dość sławny.
Mówiłem, ze Ann lekko sie zarumieniła poprzednio?? Teraz to była czerwona jak burak!!
-Eee...Cala ale co ona tam robiła?- zapytałem niepewnie, bo chyba tez się zaczerwieniłem.
- Była na wakacjach wiesz. Percy oni sobie was nie wzywają dla rozrywki. Z tego co udało mi usłyszeć, to Ares ją wezwał na "rozmowę tylko we dwoje".
- Dość podejrzane - mówiąc to spojrzałem na Calamitę, która udawała, że sufit jest baardzo interesujący i właśnie dlatego teraz go tak podziwia.
-Jesteś dobrze poinformowana- zauważyła Annabeth.
-No a jak- usmiechnęła się szeroko bogini- Nie tylko Hermes to też wszystko wiedzący- zaśmiała się - Dobra gołąbeczki róbcie co chcecie, ja musze lecieć do Hood'a, bo biedaczek błagał o moją obecność przy liczeniu puszek Coli w schowku - powiedziała Calamita i wyszła z trójki prosto do domku Hermesa.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, nieprawdaż Watsonie? - odezwała się Annabeth
- Rozumiem, że ty jesteś Holmesem, tak?
- Jak widać - mówiąc to zdjęła zbroję, w której cały czas siedziała. Jeśli teraz ktoś kazałby mi myśleć o czymkolwiek innym oprócz Ann w białej bluzce na ramiączkach, to by się rozczarował.
- I co Glonomóżdżku, jak na razie nie mamy co do roboty - zaczepiła mnie Ann.
- A bo ja wiem - odparłem przyciągając ją do siebie.
-Eje, ej...nie napalaj się tak- zaśmiała się i usiadła obok mnie- Ciekawe co bogini ma w torbie- spojrzała na mnie zawadiacko.
-Ciekawość to pierwszy krok do Hadesu- pokiwałem głową.
- Wiesz, wydaje mi się, że tutaj to ja mam być ta mądrzejsza - powiedziała śmiejąc się.
-No niby tak- zaśmiałem się-Ale chyba moja obecność ci w tym przeszkadza.
-Nie bądź taki pewny siebie panie Jackson- usmiechnęła się uroczo. - A zresztą i tak nie posłuchasz - mruknęła pod nosem.
-Własnie...rzadko kiedy się kogos słucham- zaśmiałem się.
- Może tym razem posłuchasz - powiedziała, podeszła do mnie i oparła sobie ręce na moich ramionach. "I kto tu jest napalony pomyślałem"
- Percy, daj mi zapomnieć o tej Sharon chociaż na chwilę. Pocałuj mnie.
-Oj ty jej baaardzo nienawidzisz- mruknąłem z uśmiechem satysfakcji- chyba jej za to podziękuję.
- Dasz mi zapomnieć czy nie? - powiedziała z uroczo nieznanym wyrazem twarzy.
- No raczej - mruknąłem i wziąłem Ann na kolana. Pocałowałem ją w czoło, w nos i w końcu zacząłem całować jej usta.
To co się między nami działo ni było normalne, ale w moich odczuciach było wspaniałe. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie...ale nic nie trwa wiecznie. Nagle rozległ się huk i drzwi od domku otworzyły się z trzaskiem. Oderwaliśmy się od siebie w jednej sekundzie.
-Oj spokojnie, nie musieliście przerywać- zaśmiała się Calamita wchodząc do środka.
-Nie nauczyli cie pukać?- rzuciłem do niej z wyrzutem.
-No przecież zapukałam...nie słyszeliście?-usmiechnęła się niewinnie. Ann była do granic możliwości czerwona i chyba rozglądała się za papierową torebką.
- Jeśli jesteście ciekawi, mam pewne informacje - rzuciła Calamita, po czym zaczęła sobie pogwizdywać.
Przewróciłem oczami...na Zeusa czy to na prawdę jest córka Posejdona??? Po kim ona tyle energii odziedziczyła? Bo na pewno nie po ojcu...ciekawe kim jest jej matka.
-Dobra wal- westchnąłem.
- Jakby to wam gołąbeczki powiedzieć. Sharon nie została znaleziona przez satyrów. Została tu "dostarczona" osobiście przez tatusia.
-Ares sam ją tu przywiózł????- Annabeth otworzył szeroko oczy.
-Tak- Calamita pokiwała znudzona głową- Ech...głupia gówniara- mruknęła pod nosem
- A skąd ty to wiesz?- spytała Annabeth.
- Ma się swoje sposoby - mówiąc to mrugnęła do mnie- Powiedzmy, ze jeden z bliźniaków ma do mnie słabość- zaśmiała się
- Aha - mruknęła Ann - Czyli jesteś pod wpływem intryg braci Hood?
Calamita usmiechnęła się tylko tajemniczo pod nosem.
-A tak btw. to obiad jest...miałam was zawołać- dodała i tyle ja było widać.
- Obiad? Ale że już? - mruknęła Ann
-Trudno nie mamy wyjścia-powiedziałem ze śmiechem ciągnąc ją za rękę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel &
Programosy
|